Podział formalny w naszej organizacji jest najlepszym dowodem na to, że w strukturze i w tzw. polityce kadrowej decydują względy właśnie formalne. I to chyby dobrze. FORMALNOSC w kwestii FORMALNEJ jest jak najbardziej wskazana. Natomiast współdziałanie na niższych szczeblach, szczególnie w środowiskach wędrowniczych jest jawnym przykładem tego jak bardzo formalizm mija się życiem. A może raczej, jak bardzo życie sprzeciwia się temu co my o nim ustalimy. Nasze plany, pomysły, struktury - wszystko to zawsze po czasie okazuje się nie dość jeszcze dobrze dopasowane do życia. I z tym chyba trzeba się pogodzić. Jest tylko pytanie: Jak bardzo formalne układy mają rządzić życiem, albo jak bardzo możny pozwolić życiu te układy łamać ? Typowym formalnym (niewątpliwie, wynikającym także z życia, albo raczej z form życiowych ludzi) podziałem jest podział na chłopców i dziewczynki.
W psychologii za klasyczny już uważa się podział na grupy wiekowe i charakterystyczne koła przyjaciół.
Jak wiadomo okres ten (10-)14-18 jest okresem "burzy i naporu". Rodzą się popędy a umysł nie nadąża za ich kontrolą. W tym okresie jak w każdym okresie kiełkowania ważne są dwie rzeczy. Oby mieć jak najszerszą kontrolę, i aby "młoda roślinka" miała odpowiednie warunki. Nie może taka roślinka żyć na mrozie i wietrze bo padnie, ale nie może także żyć pod kloszem. Okres ten podobny jest do zwrotnicy na torach. Gdy jedzie pociąg niewielka siła wystarcza, aby zadecydować o jego dalszym biegu. Jednakże później, gdy chciałoby się ten bieg zmienić, trzeba by się było nieźle natrudzić. Chcę przez to powiedzieć, że bardzo ważne jest stworzyć młodzieży wtedy odpowiednie warunki rozwoju psychicznego. Nie można jej odsuwać od wszystkich problemów z jednej strony, ale też nie można zostawiać jej samej !
Jeżeli więc rodzice na ogół, nie tolerują znajomości z płcią przeciwną w tym wieku, w szkole nie ma okazji do spotkań indywidualnych a harcerstwo jest podzielone, młodzi wykorzystują resztę czasu na to aby spotykać się baz świadków, tracąc jednocześnbie coraz bardziej kontakt z harcerstwem. Tak na prawdę jednak nie chodzi im o spotkania bez świadków, lecz w atmosferze bez nakazów i zakazów, albo inaczej mnówiąc w atmosferze przyjaźni. Jeśli więc harcerstwo jest postrzegane przez wędrowników jako środowisko przyjaciół a nie wychowawców to staje się ono dobrym gruntem do spotkań towarzyskich. Przeniesienie takich spotkań na grunt harcerski da możliwość większej kontroli a nawet inspiracji. Drużynowy podchodząc w odpowiedni - uczciwy sposób da możliwość właściwego zrozumienia samych siebie, stanie się oparciem którego tak bardzo brakuje w tym czasie młodzieży, stanie się przykładem z którego będzie się czerpać. Zaufanie jakim drużynowy obdarzy wędrownika stanie się przyczynkiem do większego uwierzenia w siebie, swoją siłę i odpowiedzialność a czy nie o to przypadkiem nam chodzi ?
Dodatkowo sprawa współpracy z zawsze atrakcyjną drużyną przeciwną jest w tym czasie świetną "przyciągarką" do drużyny. Co z tego, że będziemy mogli powiedzieć, że u nas na obozie nic się nie wydarzyło, jeżeli każdy harcerz z nasze drużyny będzie przebierał w dziewczynach jak w ulęgałkach a dziewczyny z drużyny stracą cnotę w wieku lat 14. Ale przecież u nas na obozie nic się nie wydarzyło. Czy nie lepiej więc czasem zgodzić się na wieszanie na nas psów przez krótkowidzących rodziców czy nauczycieli ale dać młodzieży wiarę w swoje siły i obraz rzetelnej podstawy i odpowiedzielności.
Przykład Gdy zaczynałem pracować z drużyną wędrowniCZA jeździliśmy na obozy wspólnie. Wspólnie wyjeżdżaliśmy na wędrówki. Wieczorem na obozach często padało pytanie "Marcin...mhh...mogę wyjść na godzinę z podobozu dziś w nocy". Prawie zawsze zgadzałem się, dając do zrozumienia jakie mam zaufanie. Stało się tak, że wiedziałem wtedy o wszystkich ich wyjściach. Miałem pełną kontrolę nad tym co robią i gdzie są. Mówiłem: "Dobrze, ale wróć przed 23-cią i powiedz mi gdzie będziecie, abym mógł was znaleźć w razie potrzeby". Wiedzieli, że mi mogą to powiedzieć, zdobywali do mnie zaufanie, a ja do nich. Znalazłem, że ci, którzy przez wszystkich uważani są za najbardziej krnąbrnych, którzy w młodszej drużynie często znikali w nocy z namiotu, którzy mieli liczne przygody są w gruncie rzeczy porządni, i wiele wiedzą. Potrafią być nawet bardzo odpowiedzialni a dużą część tej odpowiedzialność zawdzięczają temu, że w odpowiednim momencie ktoś im zaufał.
Na drugim obozie weszło w zwyczaj, że o 22 przychodziło do mnie 2, 3 4 osoby prosząc o chwilę (czytaj kilka godzin) rozmowy. Nie raz, a raczej zawsze siedziałem do rana na jadalni, lub na pomoście gaworząc z kimś i dzieląc się z nim lub z nią przemyśleniami i doświadczeniami. Wschody słońca oglądałem właściwie codziennie a do domu wróciłem tak wycięty, że nie wiedziałem jak się nazywam.
Jednak satysfakcja była ogromna. Myślę że nie będzie przechwałką jeśli powiem, że dzięki tym rozmowom i takiemu a nie innemu podejściu wpłynąłem w znacznym stopniu na ich podejście do spraw rodziny. małżeństwa, partnerstwa w życiu w ogóle.
Młodość to piękny okres, gdzie można rzeźbić ludzki charakter, tak łatwo jakby się pracowało w miękkiej glinie. Formy jakie powstają rosną same nabrawszy rys w pierwszym warsztacie i zostawiając na całe życie cechy niezbywalne przez nic.
Poprzez takie podejście udało mi się to co zazwyczaj określa się jako niemożliwe. Ukierunkowanie i wpływ na popędy człowieka. Znalazłem się w sytuacji o jakiej wychowawcy i rodzice mogą tylko marzyć, ale nie stało by się to gdyby nie odejście od jakichkolwiek formalizmów których młodzież wprost nie cierpi, a które wychowawcy uwielbiają. Drużynowy - instruktor NIE MOŻE być formalistą. MUSI być czuły, wrażliwym obserwatorem - mistrzem, zdolnym do wszystkiego nawet natychmiastowej zmiany kierunku działania.
Precz formalizm niech żyje ... braterstwo !