Tu. z grubsza biorąc, są dwie główne
odpowiedzi.
Jeden (twórca) chce bo go interesuje, drugi (realizator)
chce bo jest to świetnie zrobione.
Pracując z młodzieżą wystarczy więc odpowiednią rzecz
odpowiedniej osobie zasygnalizować.
Cechą, za którą szaleje u młodych ludzi jest dziecięca
wręcz zdolność do pełnego oddania się ulubionej idei. Jeśli
więc "podejdzie" się wędrownika w odpowiedni sposób
efekt jest prawie murowany. Niestety młodzież jest na ogół
zmanierowana. Lata pracy w harcerstwie młodszym, błędy
wychowawcze rodziców, idiotyczne czasem środowisko, kretyńscy
nauczyciele bez cienia wiedzy o delikatnej warstwie psychiki
produkują patologie u młodych ludzi. Często zdarza się
sytuacja, kiedy do drużyny trafia osoba zamknięta, negująca
rzeczywistość, ogradzająca się ścianami hałaśliwej muzyki,
czarnych ubiorów ze skóry, kolczyków, włosów, nierzadko
alkoholu i papierosów. Takich ludzi trudno zmotywować. Należy
wtedy uważać potrójnie silnie, aby nic dla nas nieznaczącym
gestem nie zrazić osoby na wiele miesięcy. Nie wolno wtedy
wywyższać się, dawać do zrozumienia, że się ma rację.
Czasem warto jest zgodzić się na coś bez sensu, albo że
zawali się cała akcja po to tylko, aby zyskać zaufanie takiej
osoby.
Można tu działać na kilka sposobów. Metoda "na
przeczekanie" jest taka, że umawia się na coś z
osobą, umawia się względny termin, umawia się na telefon w
tej sprawie i czeka się do skutku na reakcję bez jakiejkolwiek
akcji ze swej strony. Ta metoda jest szczególnie przydatna do
tych którzy coś chcą, ale mają problemy z zaczęciem, dla
twórców. Po telefonie osoby, który może się np. zdarzyć po
terminie wchodzi się w temat z całą parą, podkreślając
czasami to , że to ta osoba zaczęła. Ważne jest aby nabrała
przeświadczenia, że ona podjęła temat, że miała na tyle
woli by to zrobić. Takie przeświadczenie pomoże w
przyszłości zgromadzić więcej motywacji przy podejmowaniu
kolejnych działań.
Metoda "wejścia - wyjścia" jest przeznaczona
dla osób które boją się zadania, których ono przerasta. Taka
opinia często zdarza się u realizatorów. Wchodzimy w problem,
przygotowujemy przedsięwzięcie, dajemy z siebie tak dużo jak
tylko nas stać. Osoba jest w naszym cieniu, idzie za nami, uczy
się, patrzy. Wraz z nami, pod naszym kierownictwem pokonuje
problemy. My zwracamy uwagę na to, żeby w tym czasie
dowiedziała się jak najwięcej o sprawie. Gdy zbliża się
termin - przeprowadzenia zbiórki, akcji, realizacji zadania
nagle "wypada" nam coś i osobę zostawiamy na lodzie,
uzgadniając z nią możliwie wszystko. Osoba ta musi podjąć
realizacje sama i zazwyczaj doprowadza ją do końca, może nie
tak świetnie jak zrobilibyśmy to razem ale jednak odnosi
sukces. Możemy na przykład na takiej zbiórce pojawić się w
połowie czy pod koniec, pozostając jak najbardziej biernymi, i
ewentualnie nieznacznie podnieść poziom realizacji na samym
końcu, aby uczestnikom pozostało jak najlepsze wrażenie, i aby
mogli oni potem pochwalić realizatora. Po zakończeniu dajemy do
zrozumienia, jak świetnie poszło podkreślając, że delikwent
sam przeprowadził zbiórkę. Należy jak najmniej podkreślać
naszą pozycję przed, albowiem w momencie rozpoczęcia się
zbiórki, w tych kilku minutach nastąpił przeskok w pojmowaniu
siebie delikwenta z pozycji biernego asystenta, do pozycji
aktywnego realizatora i oto właśnie nam chodziło. Po takiej
zbiórce pozostanie u wędrownika wrażenie, że jednak stać go
na wiele i umie robić takie rzeczy.