Badania naukowe prowadzą generalnie do jednego wniosku. Każdą rzecz da się opisać. Każda rzecz ma swoje cechy charakterystyczne. Te formy są symbolem danej rzeczy - czymś, co odróżnia ją od otoczenia. Opis jednak nie może ująć wszystkiego, czym dana rzecz jest.
Pisząc definicję za każdym razem dokonujemy przybliżenia. Drzewo może być np. przedmiotem posiadającym korzenie i koronę i dokonującym procesów życiowych. Kaczka pstra to stworzenie wodne, latające o określonych cechach anatomicznych. Wiatr to spójny ruch mas powietrza wywołany różnicą ciśnień. Malarstwo to graficzny przekaz komunikacji zawierający cechy indywidualne, itd.
Możemy przypuszczać, że znając te definicje odkrywamy najważniejsze cechy dzieła. Jednak od razu dokonujemy pewnego nieuprawnionego zabiegu, uznając, że wszystko co ma korzenie i koronę a żyje jest drzewem, a wszystko co jest indywidualną komunikacją graficzną jest malarstwem. Jakby było jeszcze mało, myślimy, że te wymienione cechy wystarczają do bycia drzewem, kaczką, wiatrem, obrazem.
Zamiast uznać to za definicję uznajemy to za przepis. Przepis, którym może posłużyć się każdy, aby stworzyć rzecz. Wystarczy, bowiem pacnięciom farby na papier dać nazwę, aby ten bohomaz, wg definicji stał się obrazem. Skoro człowiek jest istotą urodzoną i żyjącą, to jasnym się staje, że dziecko przed urodzeniem nie jest człowiekiem.
W tym momencie następuje oburzenie, jak to nie jest. Należy zmienić definicję, może po trzecim miesiącu od poczęcia, może po urodzinach. Od kwestii encyklopedycznych przechodzimy niepostrzeżenie do kwestii moralnych. Od pytań o przedmiot dochodzimy do etyki. Dzieje się tak pomimo tego że istnieje oczywiście granica między tymi dwoma rzeczywistościami. Określa ją definicja, tworzoną w pocie czoła przez filozofów.
Znowu jednak definicję przerabiamy na przepis. Badając świat nazwaliśmy już niemal wszystkie podmioty, nawet te istniejące w wyobraźni. Nauczyliśmy się też wytwarzać przedmioty korzystając ze słów kluczowych. Produkt taki jednak zawsze może być prawdziwy albo sztuczny. Możemy, bowiem namalować i nazwać coś, co malarstwem nie będzie. Taka rzeczywistość pozorna to artefakt. Plastikowa kaczka będzie artefaktem kaczki żywej, bo brakuje jej jakieś cechy - w tym przypadku życia. Lecz artefaktem kaczki będzie też stworzenie, które ma wszystkie jej cechy definicyjne a mimo to nie jest kaczką.
Może, więc należy uściślać definicje? Zawsze jednak, o ile nie mamy do czynienia z podmiotami prostymi, nie dotrzemy do końca procesu definicyjnego. Dokładnym opisem kaczki będzie tylko inna kaczka, obrazu inny obraz, życia inne życie.
Okazuje się, że wszyscy ludzie mają wiele marzeń. Poznanie Boga, szczęście, życie wieczne, poznanie prawdy. Ale są też marzenia bardziej przyziemne. Zjedzenia pysznego ciastka, oglądnięcia wspaniałego zjawiska, doświadczenia przyjaźni. Wiele damy za zrealizowanie tych marzeń. Dlatego gdy słyszymy, że ten keczup jest pyszny a ta pasta rewelacyjna kupujemy je.
Dla producenta definicja jest bardzo ważna. Zapewnia sukces. Nie trzeba robić dobrego chleba. Wystarczą takie jego cechy, które decydują o kupnie. Dobrze wypieczony, chrupiący, pachnący. Jakże często okazuje się, że w środku jest gąbczasta masa mająca mało wspólnego z chlebem. To artefakt prawdziwego pieczywa. Z chęcią kupimy bilet do kina na wspaniały film z "akcją". Zatapiając się w fabule nie przeżywamy jednak rzeczywistości tylko jej artefakt.
Na tej samej zasadzie sekty oferują artefakt wiary, coś, co wygląd jak wspólnota jest wypaczoną jej formą, która z wierzchu zgadza się z jej definicją. Sztuka współczesna jakże często okazuje się przedmiotem tworzonym według pewnego klucza definicyjnego. Muzyka młodzieżowa to artefakt samej sztuki, bowiem opracowywana w laboratoriach i powielana na wiele sposobów przez "artystów" została ograbiona z autentyczności. Nurt New Age to pełen jest form które udają rzeczywistość i spełnienie marzeń. Takim artefaktem jest np. medytacja transcendentalna, która posiada wiele cech modlitwy kontemplacyjnej, ale ponieważ nie jest rozmową z Bogiem jest tylko jej artefaktem. Często po zakupie dowiaduje się, że pod świeżutką skórką jest gąbka, ale czasem tak bardzo zafascynowani jesteśmy jej zapachem, że nie zauważamy, co jemy.
Kultura artefaktu tak bardzo przeniknęła do naszego życia, że nawet nasz rozum jej uległ. Oceniając rzeczywistość przestaliśmy używać sumienia, a na szczycie postawiliśmy umysł. Opiera się on na definicjach - artefaktach rzeczywistości - aby udowodnić że dana rzecz jest prawdziwa, słuszna, moralna. Jakże często mamy do wyboru uznać że coś wg logiki jest w porządku ale w sumieniu coś nam mówi że jest to zło.
Pewnym mistrzostwem tej konkurencji jest liberalizm. Oparty na definicjach, zasadach, zawsze pełen słusznych argumentów, które mogą przekonać każdego. Dowody zawsze są słuszne jakże często prowadzą jednak do czynów złych. Oto bowiem polscy liberałowie opowiadają się za aborcją, eutanazją, wykupem ziemi przez obcokrajowców, pornografią w mediach, brakiem uwłaszczenia, brakiem rozliczenia komuny itp. Znajdują i zawsze znajdą argument na to by udowodnić słuszność swoich decyzji - decyzji które w naszym sumieniu są po prostu złe.
W której nie spojrzeć sferze życia dostrzeżemy artefakt. Zawody sportowe - artefakty prawdziwej rywalizacji, zdrowa żywność - artefakt dbałości o siebie, wróżby i astrologia - artefakt zaufania i nadziei, "imprezy" - ułuda wspólnoty i odpoczynku, telewizja - pomysł na nową rzeczywistość, reklamy, sztuka, handel, nauka, religia, prasa, gospodarka, zasady fiskalne, filozofie, związki społeczne, marzenia, pomysły, pragnienia - artefakty prawdziwych pragnień. Całe systemy artefaktów. Artefakty artefaktów, i artefakty piętrowe.
Nie waham się więc użyć tej nazwy na określenie całej kultura, całego okresu. rozpoczynającego się od postmodernizmu a trwającego do dziś. Wtedy bowiem, gdy regułą stała się zasada a nie duch weszliśmy w nowy okres. Okres dotyczący tym razem nie tylko sztuki, i nie tylko niektórych krajów. Całe życie ze wszystkimi jego przejawami stało się procesem kultury artefaktu, historycznego okresu kulturowego.
Największe pragnienie człowieka to dostrzeżenie Boga. Zawsze pragnęliśmy Go zrozumieć. Opisujemy Go więc. Ten obraz Boga, zawsze za mały, za kusy do prawdziwej Osoby pełen jest jeszcze wrażliwości, przekazu pozawerbalnego. Jednak Wielką Opowieść o Bogu zapisuje się w słowie pisanym, odzierając po drodze z subtelności przekazywanych poza słowami. Dziś żyjemy jednak z świecie obrazkowym, więc tekst zamieniamy na obraz. To jednak nie koniec piętrowego artefaktu bowiem obrazek też da się uprościć, sprowadzić do charakterystycznych cech, aby łatwiej było Go umieścić w Internecie najlepiej na stronach WAP-owych. Po drodze z Osoby stał się Wielkim Architektem, Przyjacielem, kumplem, dobrym życzeniem, w końcu jedynie uśmieszkiem
Aż wreszcie okazuje się, że Bóg z całą swoją potęgą jest jedynie tym: .
Czy Bóg naprawę jest tylko uśmieszkiem, czy może nasza kultura-artefaktu winna w końcu wydorośleć i wejść w kolejna, tym razem zdrową epokę społeczną?